Czulam sie, jakbym ta ksiazka dostala po glowie - z lewa na odlew, a na koniec (doslownie) jeszcze poprawke z drugiej strony.
Czytalam o niej cos tam jeszcze przed publikacja i obiecalam sobie, ze nigdy, przenigdy nie wezme jej do reki - zrozumiesz, bo masz ten sam poporodowy syndrom, ktory uniemozliwia Ci czytanie o cierpieniach dzieci ( i, w Twoim wypadku, jeszcze zwierzat, choc nie wiem, czy to akurat poporodowe). Ksiazka zainspirowana historiami Josefa Fritzla, Nataschy Kampusch i Sabine Dardenne ( te ostatnia musialam wygooglowac i zaluje, ze to zrobilam - wolalabym nie wiedziec) wyobrazasz sobie cos bardziej Nie Do Czytania? A wyobrazasz sobie, ze tak naprawde jest to ksiazka od ktorej nie mozna sie oderwac? Ktora nie przeraza? Zasmuca, ale bardziej i przede wszystkim - wzrusza?
I, ze po jej przeczytaniu, bedziesz sie zastanawiala, czy jestes dobra matka?
Nigdy bym jej nie zaczela, gdyby nie rozliczne recenzje obiecujace, ze wcale nie jest (tak) strasznie i jedna z ostrzezeniem, ze w polowie gotowa jestes rzucic sie do gardla kazdemu, kto usiluje przeszkodzic ci w lekturze - na szczescie (na szczescie, bo to prawda) w moim wypadku obie potencjalne ofiary juz spaly.
A po rekordowo szybkim dofrunieciu do konca, gotowa jestem podpisac sie pod recenzja niejakiej A. Niffenegger: " Room jest ksiazka, ktora nalezy czytac za jednym posiedzeniem. Kiedy ja konczysz podnosisz wzrok i rozgladasz sie dookola - swiat wyglada tak samo, ale ty jetes jakas inna i to uczucie utrzymuje sie przez kilka kolejnych dni".
Mi jeszcze nie przeszlo.
Emma Donoghue ''ROOM'
'
PS. Przepraszam za literowki i brak polskich znakow (jedno zwiazane z drugim) - pisze w lozku, na laptopie, ktory (bo to laptop uzywany glownie przez A.) jest z zasady anglojezyczny (nie pytaj, bo nie wiem; zasady to zasady, nie wnikam)